05 października 2007

Żyćś'

Hej, Już drugi dzień świeci niczym nie mącone słońce, które pokazuje język dowcipnemu Portugalczykowi i łatwowiernemu Jacu.
Idąc rano na uniwerek trzaskałem po kilka zdjęć różnych rzeczy, co jest pierwszym zadaniem jakie dostałem na studiach. To ponoć wstęp do produkcji teledysków.
Taki tu socjalis że za każdą pracę dostaje się tyle samo, czyli £5.50/h, a w wyjątkowych przypadkach £6 i ani grosza więcej! No chyba że jest się w pełni dyspozycyjnym albo ma się różne licencje kierowców, księgowych albo ochroniarzy. Ale mnie to nie dotyczy.
Ponoć lepiej mają ci, którzy zrobili dzieci albo wyszli za mąż albo podpadają pod jakąś inną z licznych grup uprzywilejowanych, bo dostają od szanownego państwa tax credits, czyli dodatkową kasę poza pensją.
Jako mistrz niezdecydowania jestem więc zbity z tropu tym, że przy porównywaniu ofert liczy się tylko to co będę robił, że £££ właściwie nie gra roli... Durnowate! No nic, może i dobrze, więcej się czoek nad sensem życia pozastanawia.
Spotkałem dziś na ulicy taki fenomen: idą dwie dziewczyny i brzmią jakby po polsku. Przysłuchuję się mocniej i nie mogę uwierzyć - jedna z nich ma akcent niewątpliwie polski ale co drugie słowo i większość końcówek - czesko-słowackie. Gdy druga jej odpowiedziała, nie było wątpliwości - Słowaczka, ale ta pierwsza mówiła czystą polsko-słowacczyzną, w proporcjach bardzo bliskich 50/50!
Jakoś nie wiem dokąd to wszystko zmierza.
Cardiff, 5-10-2007, 15:34

Brak komentarzy: